Odyseja śmiechu

Data:
Ocena recenzenta: 10/10

Bez wątpienia film Kubricka jest najstarszym do tej pory recenzowanym przeze mnie w mej recenzenckiej historii, powstał bowiem w 1968 roku. Już widzę kursory młodszych czytelników zmierzające w kierunku krzyżyka zamykającego zakładkę – faktycznie, nie dziwię się im. By bowiem dotrwać do końca filmu, trzeba być prawdziwym miłośnikiem gatunku science fiction.

Czyste Science Fiction

Bez wątpienia zaś 2001: Odyseja Kosmiczna jest czystym Scifi, co rzuca się nam w oczy już na samym początku (hmm, pomijając te pierwsze małpy). Nie zobaczymy bowiem jakiś nowoczesnych technologii, które “po prostu działają” i nikogo nie interesuje na jakich zasadach fizyki. Nie ma silników fuzyjnych, nie ma blasterów, nie ma systemów komunikacji podprzestrzennej. Akcja filmu toczy się w roku 2001 (jak sama nazwa wskazuje) i prezentuje technologię, jaką wyobrażano sobie właśnie w czasie produkcji dzieła w 1968 roku – i to właśnie sprawia, iż Odyseja Kosmiczna jest science fiction w najczystrzej postaci. Widzimy więc klasyczne wahadłowce i okrąglaste stacje kosmiczne, zwyczajne kombinezony kosmiczne, czy też jedzenie w płynie do spożywania przez rurkę, a i stan nieważkości jest jak najbardziej obecny.

Kupa śmiechu

Te wyobrażenia jednakże kontrastują z niezmiennym aspektem kulturalnym, przeniesionym z Ameryki lat 60-tych do filmu przez twórcę – mam tutaj na myśli ogólnie rzecz biorąc wdzianka bohaterów. Doprawdy, wolałem obcisłe mundury ze Star Trek The Original Series, niż te gigantyczne “szpilki” eleganckich kobiet z Odyseji :P. Nie wspominając o równie olbrzymich rozporkach w kombinezonach próżniowych. Cóż, za 40 lat kolejne pokolenia będą śmiały się ze współczesnych filmów scifi, nieprawdaż?

No właśnie – my mamy się z czego pośmiać, doprawdy nie sądziłem, że kiedykolwiek będę się tak śmiał do Walca Wiedeńskiego. Człowiek wybucha śmiechem w wielu momentach – od małpy rozbijającej czaszkę, przez powolne mechanizmy transportowe w bazie księżycowej, po uśmiadamianie sobie technik wykorzystanych do osiągnięcia określonych efektów specjalnych. Jak to kiedyś mój znajmy ujął “kupa śmiechu, kupa śmiechu”. A jeszcze więcej śmiechu pojawia się, gdy widz uświadamia sobie, że Stanley Kubrick stworzył arcydzieło kinematografii, a my sobie siedzimy i po prostu się nabijamy :). Całe szczęście dla Kubricka (i dla nas) śmiech ten jest wywoływany jedynie przez różnice temporalne między naszym życiem, a datą produkcji filmu, toteż ubaw jest w pełni zrozumiały. Jeszcze jedną rzeczą, o której wspomnieć trzeba, a która sprawia, że pojawia nam się uśmiech na twarzy, jest uświadomienie sobie kolejnego faktu – mianowicie, miło jest zobaczyć “nowoczesny” sprzęt w filmie science fiction, nie widząc jednocześnie nadgryzionego jabłka. Do czego to doszło, co by uciec od komercji, trzeba było się cofać w czasie?

Pod względem technicznym – miodzio!

Technikalia to inna kwestia – świetne ujęcia kamery zasługują na wyróżnienie. Genialne i wyjątkowo szczegółowe modele pojazdów i obiektów również nie mogą pozostać niezauważonymi – już o tym kiedyś wspominałem, że w dawnych czasach potrafiono budować wspaniałe miniatury, nie to co dzisiaj. Na uwagę zasługuje również genialna wręcz muzyka – począwszy od znanego wszystkim motywu przewodniego, poprzez wkomponowanie klasycznych utworów pokroju walca, po mrożące krew w żyłach utwory chóralne. Odyseja Kosmiczna to film, w którym dzięki powyższym elementom udało się zastąpić całkowicie narreację słowną, co wyszło produkcji na dobre. Miło jest całymi długimi minutami obserwować powolno płynące statki kosmiczne przez pustkę kosmosu, czy po prostu codzienne czynności na pokładach tychże pojazdów.

Trudniej powiedzieć coś o fabule – porusza kwestie technologii, sztucznej inteligencji, ewolucji i bóg jeden wie czego jeszcze – niestety, to co powyżej wymieniłem, a co wpływa pozytywnie na produkcję, sprawia jednocześnie, iż trudniej jest nam zrozumieć wątek fabularny – nasz umysł po prostu zasypia i ciężko w rezultacie tego zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. I tutaj pojawia się kolejna kwestia – o ile pierszą połowę tego długiego filmu ogląda się z przyjemnością, o tyle drugą połowę, w której właśnie p0jawia się intensywniejszy wątek fabularny, obejrzeć już ciężko. Tym samym każdemu, kto dotrwał do końca dzieła Kubricka gratuluję wytrwałości godnej prawdziwego miłośnika gatunku.

Podsumowanie

Mimo wszystko – film jest genialny – dłuży się i jest nudny jak mało co, do tego z wiadomych powodów śmieszy, wręcz rozbraja widza. Nie zmienia to jednak faktu iż jest to arcydzieło cechujące się wspaniałą dbałością o detale, genialnymi ujęciami kamery, świetną muzyką i genialną formą narracji wizualnej. Odyseję Kosmiczną po prostu trzeba zobaczyć i jest to wręcz obowiązek fana Science Fiction. Dzieło Kubricka po prostu coś w sobie ma i basta!

Zaś kwestie fabuły pozostawiam już do szerokiej dyskusji, bowiem w recenzji by się wszystko nie zmieściło :).

Zwiastun:

Kolejny raz udało Ci się zgrabnie wybrnąć z trudnej pozycji recenzowania klasyka.
Ja oglądałem Odyseję tylko raz, w Iluzjonie, jakieś 10 lat temu. Zapamiętałem z niej podniosłą atmosferę i klimat wielkiego dzieła oraz to, że prawie nic nie zrozumiałem w części fabularnej.
I też nieco się nudziłem. Ale na pewno się nie śmiałem. Śmiałem to się na Metropolis.
Od dłuższego czasu przymierzam się do ponownego seansu.

Ani przez chwile sie nie smialem ani sie nie nudzilem. Wracaj do za szybkich i za wscieklych...

Dodaj komentarz